w związku z pytaniami "o co chodzi w tym blogu i kto go w końcu pisze" odpowiadam:

Jestem czarnym kotem, mam swoją wizję świata i nie zawaham się jej wyrażać :)

poniedziałek, 29 listopada 2010

długo nie czekaliśmy...

Dzisiaj rano przyszedł listonosz- Pan Piotruś, i oczom naszym ukazała się przesyłka, Alicja od razu w krzyk- przyszedł mikołajek!!! i z mocnym postanowieniem nie otwierania go do 6 grudnia położyła na półce. Ale ja wiedziałem, że coś się święci, bo nie dała nam drugiego śniadania. Znowu zaczęła miętolić paczuszkę i tak patrzymy, patrzymy...hmmmm....przesyłka od Agnieszki...hmmm....o cie florian, to są kolczyki!! I w istocie- były :) teraz możecie zazdraszczać do woli.


jeszcze raz- dziękujemy Lara! :D

sobota, 27 listopada 2010

w oczekiwaniu na przesyłkę

Wszystkim udziela się niecierpliwość Alicji... a czekamy na mega ważna przesyłkę od Lary, a w środku będzie nagroda wyzwaniowa :)
zapraszamy na BLOG Lary.

środa, 24 listopada 2010

komplet biżutkowy

jakiś czas temu Alicji zostało zaproponowane prowadzenie kursu decoupage z biżuterii, więc zrobiła komplet pokazowy, jaki będzie wykonywany na tychże warsztatach. oto on:


a ja postanowiłem być dziś wyjątkowo niefotogeniczny- taki złośliwiec jestem, ot co :)

poniedziałek, 22 listopada 2010

dwie butle pozytywne

Nigdy nie zrozumiem człowieka. Zamiast w nocy biegać, jeść końcówki żyłek Tomka, albo grzebać w kuwecie, albo robić cokolwiek, on śpi, a ona dłubie przy butelkach. Przecież to jest bez sensu. A najgorsze jest, że kiedy MY, kocie osobistości już chcemy spać, to ona nie chce, maluje coś, świeci tą żarówką i spać nie daje. No i zmalowała przez noc takie dwie butelki, dziwne trochę...

tu zdjęcia bliżej, dużo ich trochę... obie lakierowane na półpołysk z zachowaniem chropowatej tekstury, druga jest gładka.










taaaa....no właśnie, a Turkuć, zamiast zobaczyć co tam nowego w decoupage, to leni się na słońcu.

piątek, 19 listopada 2010

powrót do przeszłości cz.I

z racji tego, że teraz jakiś taki zastój w tworzeniu ma ta moja Alicja, wracamy do jej prac dawnych.
na pierwszy rzut pójdzie jesienne pudełko oklejane liśćmi prawdziwymi, suszonymi w pocie czoła żelazkiem, nawet ładnie się prezentuje, ale raczej ozdobne jest, bo jak się za dużo go używało, to dało się zauważyć, że te liście nie tego...no, na krawędziach troszkę  są naruszone... no cóż,może kiedyś stanie sie perfekcjonistką i porządnie wylakieruje to pudełko...

idąc za ciosem, pokarzę jej skrzynkę na wino, które było prezentem dla promotorki na obronie mgr, oczywiście bez narzekań się nie obędzie, nie jesteśmy z niego zadowoleni...o nie... teraz wyglądałoby inaczej, ale, że czasu było niewiele, to wygląda jak wygląda, ale wszystkim się podobało-a to jest najważniejsze!





poniedziałek, 15 listopada 2010

wielka radość w domu naszym

czyli tak jak w tytule. Alicja wygrała Larowe kolczyki (jej dzieła można zobaczyć na blogu) i jest megaprzepotężnie szczęśliwa i swoja radością nastraszyła Turkucia i się schował. A kolce sutaszowe dostanie właśnie za babowy taboret.

i gwoli wyjaśnienia krótka historia powstania i "co autor miał na myśli" o taborecie- wypowiedź Alicji, nie moja, bo ja jestem szowinistą
Na początku pomalowałam całość na czarno i poprzyklejałam wszystko i wtedy zaczęłam podmalowywać krawędzie, żeby nie było widać, że to kartka i wtedy to właśnie po raz pierwszy zdupczyłam dupę, bo ciągle na nią wchodziłam farbą i musiałam ją zerwać. Potem zapragnęłam coś dodać, bo jakiś smutny ten taboret mi się wydał, a ta babeczka z głową do tyłu odchyloną i cyckami aż się prosiła, żeby na nią coś leciało, a że lubię połączenia czerwień i czerń to wyszło... jakby ta z góry dostała okresu i poleciało na tą z dołu, więc musiałam zerwać ją i dupę po raz drugi, potem brzydko przykleiłam, więc znowu zrywałam i znowu kleiłam i wreszcie na koniec jest jak jest.

a na pytanie z cyklu co autor miał na myśli? odpowiedź jest krótka ;)
Pomysł się narodził, za sprawą mojej pracy magisterskiej. Pisałam o ciele i takie tam. No i mam niejakie pociągi feministyczne i tak patrzyłam na ten mój z lekka rozwalony taboret i pomyślałam- no tak, kobieta w czasach obecnych jest traktowana przedmiotowo i fragmentarycznie, bo kobieta jako całość się "przejadła" teraz patrzy się i ocenia- jaka pupa, cycki, nogi, a nie całość i dlatego ją pokawałkowałam starając się zachować logiczną całość, czyli na dole nogi, z jednej strony przód z drugiej tył, no i ta dupa na przedzie, to, że mam właśnie w d.. co świat robi z kobietami, bo ja sobie nie pozwolę na fragmentaryzowanie mojej osoby i już! summa summarum taboret stanowi przedmiotowość a fragmenty ciała- nieholistyczne (fajne słowo, nie? ) postrzeganie kobiet. I właśnie to "artysta" miał na myśli.
dziękuję :)

konkursowa baba taboretowa!

w męskim gronie praca okrzyknięta mianem- bez sensu, czarna, nudna...

eeee, siadać na niej nie będę,pazurków poostrzyć nie można, bo śliskie to takie, eee. Lepiej drapak by nowy nam zrobiła, a nie dupy na taboret nakleja.







a Wy co o tym myślicie?
temat wyzwania to "AKT- piękno kobiecego ciała"

po długiiiim weekendzie

Dobrze, że mam się gdzie wyżalić,bo inaczej bym zamiałczał się na śmierć i pociągnął za sobą Turkucia. Długi weekend był dla nas koszmarem. Zostaliśmy sami!!!!, tylko taki jeden do nas zaglądał, żeby nas nakarmić i posprzątać conieco. Było nam smutno, więc jak wróciło małżeństwo marnotrawne to się obraziłem i się do nich nie odzywam. Turkuć pasibrzuch też miał milczeć, ale zgłodniał to się wyłamał...co za menda... I właśnie z powodu przeogromnego obrażenia się na cały świat nie liczcie na to, że pochwalę nową pracę. NIC CIEKAWEGO. Nawet nie ma specjalnie na czym oka zawiesić. Oczywiście dla wędkarza jak 70% jej prac, tym razem na zamówienie urodzinowe.



poniedziałek, 8 listopada 2010

Fioletowe świeczniki

Moim zdaniem to, co Alicja zrobiła z tymi cudnie pachnącymi drewnem świecznikami jest, jakby to powiedzieć ... lambadziarskie, cukierkowe aż nadto... Jak dla mnie to teraz śmierdzą lakierem, no i są ogólnie za fioletowe, za słodkie, ja jestem mężczyzną aczkolwiek wykastrowanym, ale wolę mocniejsze akcenty, a nie babskie cukieraski.




sobota, 6 listopada 2010

a ona znowu z tymi makami...

W naszym aktywnym domku dziś był dzień pełen wrażeń, to znaczy ja z Turkuciem cały dzień spałem, bo padało, ale Alicja wyżywała się artystycznie na gołej babie konkursowej, poprawiła komódkę, ale straciła do niej cierpliwość i odłożyła na później i zrobiła lusterko z... makami, no ciągle te maki, ale nic to, zrobiła to trzeba pokazać. Oczywiście Turkuć od razu pobiegł zobaczyć co się dzieje, czemu Alicja pstryka szczoteczką do zębów, no on zawsze musi być pierwszy, jak ja tego nienawidzę... A tak, i jeszcze zrobiła trzy świeczniki, ale szpachlówka jeszcze schnie, więc nie skończone. A lusterko prezentuje się tak:




piątek, 5 listopada 2010

o tym jak Turkuć zbabolił komódkę....

To było w nocy, ja nic nie zrobiłem, jakem czarny-takem prawdomówny. Alicja siedziała nad komódką makową niemal całe wieki,ciągle było coś nie tak, niezadowolona marudziła, i rzuciła ja w kąt.... a w kącie siedział Turkuć i gdy zapadła ciemna noc, pochwycił pędzel i farbę i zmalował niezłe bagno :( Alicja rano wstała i nie mogła uwierzyć własnym oczom! "Kto zbabolił mi komódkę!?" A ja wiem kto, to Turkuć... No bo przecież nie ja, a z resztą mam dowody- zrobiłem mu zdjęcia detektywistyczne, ha! Minę miał nietęgą...


I co ma teraz ta moja biedna Alicja zrobić? Chyba będzie szlifowanko....;(

******edit********

no dobra, to ja zbaboliłem-  tylko cicho-sza, bo jak Alicja mnie dorwie...

środa, 3 listopada 2010

dzisiaj krótko i na temat

tekst krótki, filmik.... no dłuższy niż tekst :) tak właśnie obchodzę się z pracami Alicji :D

filmik

miłego oglądania!

ps. a tak, to drugie to Turkuć właśnie ....ehh....

Ale mam zabawę z tym blogowaniem :P

Tak właśnie jak w temacie- bawię się super, Alicja się ze mnie nabija, że jestem teraz superBloggerem :) Chociaż rano nie było jej do śmiechu, o nie.... Na początku stwierdziłem, że godzina 7 jest odpowiednia do wstania, więc z wrodzoną delikatnością skoczyłem na nią z parapetu, czego oczywiście nie doceniła :( Potem strzeliłem baranka, no, że czyli wsadziłem jej swój nosek do jej dziurki od nosa i sie wytarłem, a potem poprawiłem czołem, OCZYWIŚCIE tego również nie doceniła. W tym samym czasie, Turkuć również postanowił ich obudzić i ugryzł Alicję w łokieć, a Tomka w piętę- ten to ma gest :/ ale oni już sa przyzwyczajeni do jego zaczepek, więc spali dalej. Turkuć sięgną po broń ciężką i ostateczną- zrzucił z taboretu "Mikołajka" Wymiankowego!!! i teraz leży zepsuty.... Alicja jest smutna, ale ja Wam coś powiem w tajemnicy- i dobrze, bo paskudztwo było i aż wstyd było wysyłać, ale chciałem zabłysnąć, więc złapkowałem Turkucia w czaszkę i uciekł do łazienki, hehe... I tak to się zaczął nasz dzień pełen wyzwań. Mam dziś tyle do odespania po tych rannych doświadczeniach, więc po prostu się położę...tak właśnie będzie...

wtorek, 2 listopada 2010

tak na prawdę jestem bardzo pożyteczny- pomagam w przesadzaniu kwiatków

Tak na prawdę mimo, że moja Pani- Alicja mówi, że jestem pasożytem jakich mało, to wcale tak nie jest. Przecież to dzięki mnie poznała swoją pierwsza wielka pasję- storczyki, a w sumie to ich przesadzanie... hehe.. bo gdybym namiętnie nie dawał jej do zrozumienia, że sa źle posadzone i nie strącał ich na ziemię, to by nie wiedziała jak bardzo to lubi (no, że przesadzać storczyki właśnie). A zawsze potem mi dziękowała- "o, Miałczyk jak dobrze, że go zrzuciłeś, bo już przerasta doniczkę i gdyby nie to, to nie wiedziałabym, że trzeba go przesadzić". Naprawdę, tak powiedziała, a potem zawsze jak Tomek- mój Pan wyjeżdżał na ryby, to ona przesadzała te storczyki i przesadzała, aż w końcu stało się to jej pasją ogromną.....co ja się z nimi mam, wszystko trzeba pokazać ogonem własnołapkowo,bo inaczej to nie zauważą....
 a tu właśnie skończyliśmy przesadzać jej skarb, nie wolno go dotykać, bo to WAŻNY storczyk, a tak, gadanie, a jak zapomni przesadzić to niech pretensji do mnie nie ma!

no to zaczynamy miałczeć

Założyłem ten blog, bo postanowiłem opowiedzieć o swoich bolączkach, które mnie spotykają mieszkając u pewnego młodego małżeństwa. Jako dwumiesięczny dorastający kocur, postanowiłem ich wybrać na właścicieli 15 czerwca 2008 roku. Było mi dobrze na śmietniku, ale w domku jakby milej i przytulniej, więc zostałem, ale żeby nie byli z siebie za bardzo zadowoleni przez całą noc testowałem ich cierpliwość, żeby się upewnić, czy dobrze wybrałem. Nie wiedziałem, czy chcą mnie przytulić, czy udusić, więc na wszelki wypadek wyciągałem do nich pazurki i szczerzyłem zęby. Nie podobało mi się, że Pani tak bardzo mi się przygląda to ostrzegawczo machnąłem przed nią łapką i Pani krzyczała, zniknęła gdzieś i wróciła z bandażem na oku, chyba za bardzo ją nastraszyłem bo się obraziła i nie chciała mnie przytulać... i za karę zostałem wykastrowany, więc byliśmy kwita. Moja Pani  kocha mnie najbardziej na świecie a ja to nikczemnie wykorzystuję, bo ma do mnie słabość. Niestety, na długi weekend majowy 2009 roku sprawili mi braciszka- "niedorozwiniętego umysłowo" Turkucia.Też jest kotem, wyjada mi jedzenie, jest niewiele młodszy ode mnie a się panoszy i ma głupi wyraz mordki. To tyle o mnie na wstępie.